poniedziałek, 20 grudnia 2010

Aloha my ass (Los-Kij mu w d...)


Aloha my ass (Los-Kij mu w d...)

Nie wierzę w to! Dwa miesiące czekania, marzenia, planowania, czyhania i kiedy w końcu są fale a ja nie pracuję i mogę jechać, to na dzień przed strzela mi coś w plecach i chuj bąbki strzelił choinki w tym roku nie będzie!!! Masakra! Jeszcze próbowałem się jakoś zmusić i wmówić sobie, żę dam radę, żę woda wyciąga, itp, ale nie mogę sobie nawet skarpetek założyć tak mnie rwie...Do tego miałem tydzień świra w robocie, debile mnie atakowali bez ustanku, ze wszystkich stron, ale jedna myśl mnie trzymała: w poniedziałek surf J No i przekładam się z boku na bok w niedzielę ok. 6 rano i nagle krach! Plecy... Znowu... Poleżałem jeszcze z godzinkę i myślę sobie „nie jest tak źle” ale ten przeklęty test ze skarpetkami...Dlaczego teraz??? W końcu po tygodniu harówy mam wolne i do tego są falki???Jebany los... A to wszystko przez te nadgodziny w biurze, za które i tak mi nikt nie płaci!!! Niewygodnie, siedzę krzywo prze tym kompem i dziergam te durne maile i teraz mam za swoje! Fmorde! Dwa miechy bez surfa. D W A!!! Nie mogło mi strzlić w tych jeb... plecach w środę? akurat przed pracą by było! O nie! Lepiej w niedzielę z samego rańca, w pierwszy wolny dzień! 24h przed El Palmar!!! Ja pierdolę!Kiedyś tak się wkurzę, że znajdę ten cały los i tak go kopnę w dupę, że mu gówno zęby powibija!Następny swell jest niby w piątek. Specjanie wziąłem sobie wolne na ten dzień, więc lepiej żebym był funkiel sztuka nieśmigany do tej pory! No i żeby prognoza się utrzymała! Jak nie to sprzedaję dechę i zaczynam zbierać znaczki. Nie będę chodził taki podkur... non stop przynajmniej.

Aloha my ass!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz