niedziela, 15 sierpnia 2010

Ein zuckendes Augenlid - Klucz 119

KLUCZ 119

Sprawa jest prosta. Tzn. dla większości ludzi jest tak prosta, że nawet się nad nią nie zastanawiają.
Co więcej, nawet nie wiedzą o istnieniu tej, czy tego typu innych spraw. No chyba, że mieszkają w Andaluzji i pracują już od jakiegoś czasu na Gibie. Ja, na przykład, doskonale zdaję sobie sprawę z ich istnienia...
A więc po kolei. Najpierw zapisujesz się i zostajesz członkiem. Członkiem silowni ma się rozumieć. Wszystko na tej siłce jest wchujwypas no i kosztuje też tyle samo ale za tę cenę masz: siłkę, basen, saune, spa, fitness (cokolwiek to znaczy) i inne pierdoły, z których korzystają chyba tylko stare, grube baby (a i tak przychodzą tylko oraz w miesiącu i się dziwią, że dalej są grube. Grube i stare...). 
Tak czy inaczej, kiedy już się zapisałeś i zostałeś członkiem (siłowni ma się rozumieć) to otrzymujesz kartę członka (siłowni) i za każdy razem kiedy chcesz skorzystać z wcześniej wymienionych pomieszczeń, musisz oddać kartę na recepcji, gdzie pani przeciąga ją przez czytnik i, jeśli wszystko jest OK (w sensie, że zabecalowałeś już miesięczną składkę), wiesza ją na odpowiednim miejscu na tablicy z haczykami a w zamian otrzymujesz kluczyk do szafki z odpowiednim numerem. Ja dostałem 119...
Reasumując, żeby mieć absolutną jasność co do prostoty całej operacji, wchodzisz, karta, czytnik, wszystko OK, kluczyk z haczyka, karta na haczyk, dajesz ognia na siłce, prysznic, oddajesz kluczyk, który wędruje na haczyk, na którym wisi twoja karta, dostajesz ją z powrotem i się zawijasz. To wszystko. Cały proces zwrotu karty, zakładając, że nie stoi przed Toba stara, gruba baba, ok. 10 sekund. Proste? Pewnie, że proste! Czy może być jeszcze prościej?! No ba!!! W niedzielę, przed południem jest na siłece może z pięć osób, z czego dwie należą do obsługi, więc na tablicy wiszą tylko trzy karty i to bardzo daleko od siebie. 
No i wychodzisz, wykąpany, świeżutki i zadowolony z siebie no bo w końcu poćwiczyłeś. Oddajesz kluczyk, babka na recepcji go bierze, odwraca się a Ty czekasz na kartę. Mija 5 sekund, potem 10. Zaczynasz dygać, bo nie ma przed Toba starego, grubego babsztyla a Ty dalej nie masz karty więc coś jest nie tak... Myślisz sobie, że przecież były tylko trzy osoby na siłce więć jest to niemożliwe, żeby Dżibos na recepcji oddał komuś innemu twoją kartę! Ale potem mija 15 sekund, patrzysz na Dżibosa z kluczem 119 w ręku, patrzącego tępo na miejsce, gdzie powinna znajdować się twoja karta i już wiesz... Ona ma się rozumieć jeszcze nie i dlatego się pyta:
- A czy pan oddawał mi w ogóle kartę?
Myślę, żę to jakiś test, którego nie rozumiem, bo przecież, żeby w ogóle wejść na siłke muszę oddać im kartę, żeby mogłi sobie sprawdzić czy zapłaciłem... No i jej to mówię a ta mi odpowiada:
- A była podpisana?
- A jest tam kurwa miejsce na podpis? -  grzecznie pytam.
Mogę wprost zobaczyć, jak wysila te swoje dwie szarek komórki (jedna od srania, druga niestety nie działa) i moja powieka zaczyna nerwowo drgać. Na koniec matoł do mnie mówi, żebym nic nie dygał bo ONI znajdą moją kartę! Wychodzę bez słowa. 
We wtorek idę znowu na siłkę, modlę się, żebym znowu nie trafił na tego ciołka ale ma się rozumieć z moim fartem to wykluczone. Stoi za ladą z durnym uśmiechem na japie, wita mnie i prosi o kartę członkowską...
Znowu mi drga powieka. Test, to tylko test! Przecież to niemożliwe, przecież minęło tylko 48h... To niemożliwe, to mi się tylko wydaje... Zamykam oczy, otwieram pewny, że jej tam nie będzie... Ale stoi, uśmiechnięta i czeka na kartę z wyciągniętą łapą. Moja ręka z kolei, szuka po omacku jakiegoś ciężkiego przedmiotu. Znalazła! Zszywacz biurowy! Idealnie! Ale w ostatniej chwili go odstawiam, bo CZU mi zabrania się tak wkurwiać bo to mi szkodzi i jeszcze mówi, że to przecież nie ich wina, żę są matołami (genów nie przeskoczysz).
Uuuuuufffffffffffffff.... Mówię do tego Dżibosa spokojnie, że nie mam karty bo ZOSTAŁA ZGUBIONA (nie mówię przez kogo, żeby jej głupio nie było). 
-Oh, rozumiem, nie ma problemu. - odpowiada matoł a ja jestem z siebie zadowolony i dumny, żę się nie dałem sprowokować, i że zdałem test :) 
-Czy może chciałby pan, abym wyrobiłam panu nową kartę?
-Pewnie! Będę bardzo wdzięczny! - zajebioza, myślę, nie jest jednak taka tępa na jaką wygląda, no i chyba jej się głupio zrobiło bo sobie mnie przypomniała.
-Pięć funtów.
-Słucham?
-Pięć funtów. Kara za zgubienie karty i wyrobienie nowej wynosi pięć funtów.